-Hm... Może w górach znajdę Piorunomiota?- uśmiechnęłam się sama do siebie, a następnie przyspieszyłam kroku. Jakiś czas później, już wspinałam się na szczyt najwyższej góry. Była bardzo stroma, ale właśnie w takich odizolowanych miejscach smoki lubią przesiadywać.
Gdy już znalazłam się na szczycie, usiadłam na jednej ze skał by nie spaść w przepaść dzielącą dwie góry, na samym jej dnie była rzeka o kamiennym dnie. Była bardzo płytka, więc wpadnięcie do niej z tak dużej wysokości jak 645 metrów, byłoby śmiertelne. Smoki latały w powietrzu a ja szkicowałam ich ciała w locie przecinające przestrzeń. Gdy nagle coś popchnęło mnie i wypuściłam z rąk ołówek i szkicownik, a te z kolei upadły tuż przy samej przepaści. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było. Powoli podeszłam do szkicownika, uklękłam i podparłam się jedną ręką, a drugą sięgnęłam po przedmiot. Coś stuknęło mnie w plecy, przestraszona odwróciłam się szybko i pospiesznie wstałam, ale... Nie zauważyłam jak blisko przepaści byłam. Potknęłam się o kamień... I spadłam. Leciałam, jak smok nurkujący do wody.
Zaczęłam okropnie krzyczeć.
To już koniec- pomyślałam. Ale to nie był koniec. Zamknęłam oczy. Poczułam, że na czymś leżę. Widocznie śmierć dotknęła mnie bezboleśnie. Otworzyłam oczy by ujrzeć Niebiosa. I ujrzałam. Ale to były po prostu chmury i błękitne niebo. Nic innego. Spojrzałam, że wciąż na czymś leżę, a dopiero po chwili dostrzegłam, że to czyjś grzbiet, pokryty łuskami. Ze sztyletami wzdłuż. Rozejrzałam się na boki. Dwa ogromne skrzydła po obu stronach zwierzęcia.
Usiadłam na nim i odwróciłam się w stronę strony gada. Już wiedziałam co to jest. To smok.
-Ogniomiot Krótkopyski...- szepnęłam. Przejechałam ręką po jego gładkich, złotych łuskach. Był przepiękny. Ogromny i przepiękny. Na oko miał jakieś 35 stóp wysokości i może ze dwadzieścia metrów długości? Po chwili usłyszałam jego donośny ryk. Znaleźliśmy się w jakiejś dolinie. Smok pochylił się abym mogła z niego zejść.
Zrobiłam to i rozejrzałam się dookoła.
-Hmm... Ciekawe gdzie teraz jesteśmy?- spytałam sama siebie, a gad stojący obok mnie mruknął i wskazał pyskiem na tabliczkę z napisem "Green Lily". To jeden z lasów wyspy. Leży kilkadziesiąt metrów za zatoką Blue Silence. Usiadłam spokojnie na kamieniu obok tabliczki, a smok rzucił coś obok mnie. Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam mój szkicownik i ołówek.
-Dziękuję- powiedziałam. Smok mruknął i położył się przede mną.
-A może chcesz żebym cię narysowała?- spytałam, a gad kiwnął głową i ułożył się ładnie, unosząc szyję. Zaczęłam szkicować. Po dwudziestu minutach, miałam jego ładny zarys, a dziesięć kolejnych minut zajęło mi zrobienie ładnych cienie i całkowite dokończenie rysunku. Pokazałam go ogniomiotowi, a on uśmiechnął się i spojrzał na mnie delikatnie. Miał duże, mądre oczy. Uwielbiam tę rasę, a w tym momencie miałam okazję przyjrzeć się z bliska osobnikowi właśnie tego gatunku. Smok patrzał mi w oczy, a ja jemu.
-Jesteś tu bardzo rzadki. Jeszcze nie widziałam twojego gatunku na naszej wyspie- rzekłam, a gad wskazał głową morze.
-Nie jesteś stąd?- spytałam. On pokiwał głową. Czyli przyleciał tu z daleka. Dobrze, że mnie zobaczył i mnie złapał. Inaczej byłabym już martwa.
-W takim razie skąd?- zastanawiałam się. Spojrzałam na gada, a on wstał i zamachał skrzydłami.
-Chcesz mnie tam zabrać? Ale musiałabym powiedzieć ojcu... Nie chcę go niepokoić- powiedziałam, więc smok pochylił się. Chciał żebym na niego wsiadła.
-Mam wsiąść? Polecimy do mojego ojca, a potem tam skąd jesteś?- w odpowiedzi smok pokiwał głową, więc usiadłam na jego szyi i złapałam się mocno, ponieważ rozłożył on obie pary swoich skrzydeł i wzbił się wysoko w powietrze. Kierowałam nim, aż w końcu znaleźliśmy się obok mojego domu. Mój tata widząc mnie siedząc na smoku wybiegł przed dom.
-Luna! Co ty robisz na... Ogniomiocie Krótkopyskim!?- zdziwił się. -Skąd on tu?- zapytał łapiąc się za głowę. Uśmiechnęłam się i wszystko wytłumaczyłam. Moi rodzice stwierdzili, że jestem dorosła i mogę robić co chcę. Dali mi dwie torby z niezbędnymi rzeczami. Następnego dnia z rana, zjadłam śniadanie, pożegnałam się z rodzicami, wsiadłam na smoka i odlecieliśmy.
W drodze zadawałam mu dużo pytań, a on odpowiadał. Pokazywał mi różne triki lotnicze oraz wiele ciekawych miejsc. Lecieliśmy wolno i swobodnie. Czasami wzlatywaliśmy ponad chmury, żebym mogła nacieszyć się tymi cudownymi chwilami.
-No więc smoku... Hm... Może nadam ci imię? Chyba, że już jakieś masz. Bo nie chciałabym zwracać się do ciebie nazwą twojego gatunku- powiedziałam. Gad zrobił pętlę w powietrzu i ryknął krótko. Zorientowałam się, że chyba nie ma imienia. Przecież był wolnym smokiem. Dzikim.
-Co powiesz na Cloudjumper? Bo złapałeś mnie zwinnie, a teraz pokazujesz mi chmury... Moim zdaniem ładnie, a twoim?- w odpowiedzi smok ryknął przyjaźnie.
-Świetnie! A więc Cloudjumper. Ile dni drogi dzieli nas od miejsca, w które mnie zabierasz?- Cloudjumper ryknął cztery razy. Czyli, że cztery dni. Po pięciu godzinach lotu, postanowiliśmy zatrzymać się. Znaleźliśmy niedużą wyspę. Zbudowałam dla siebie szałas z gałęzi.
Zatrzymaliśmy się tam na całą noc, a potem w dzień obaj uznaliśmy, że mogę trochę potresować Cloudjumpera. Robiłam to przez całą drogę.
***
W końcu dotarliśmy na wyspę, na którą mój smok mnie zabierał. Wylądowaliśmy na plaży. Zaraz potem przyleciał inny smok. Był to definitywnie Tygrysopas Piaskowy. Ze smoka zsiadła brunetka. Uśmiechała się miło. Podeszła do mnie.
-Hej, jestem Levander, a ty?- spytała.
-Luna Emily Lovegood- powiedziałam lekko się uśmiechając.
-Witaj w Dragorum! A to twój smok? Jak ma na imię?
-To Cloudjumper- uśmiechnęłam się. Potem Levander pokazała mi wszystko, a ja postanowiłam zamieszkać w łanym domku na obrzeżach Osady Północnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz