Mama zawsze mi powtarzała, że muszę się uczyć. Tak więc znam teraz sześć języków, umiem świetnie liczyć, czytać i pisać... Jednak najważniejsze czego od zawsze się uczyłam to wiedza o smokach. Od dwóch lat uczę się jak je oswajać. Muszę być gotowa na wszystko. Nigdy nie wiadomo na jakie smoki przypadnie mi wpaść. Dlatego teraz płyniemy statkiem do Stanów. Mam odwiedzić pewien ośrodek i zapoznać się z różnymi gatunkami smoków.
Jest noc. Może druga... Leżałam w swojej kajucie, ale obudził mnie hałas. Były to rytmiczne długie dźwięki, coś jakby wieloryby, ale jednak to nie one... Nałożyłam na siebie szlafrok, ubrałam bambosze i wyszłam na pokład. Wychyliłam się przez barierkę i...
To co zobaczyłam zapadnie w moją pamięć. Z wody tuż obok statku wynurzył się smok. Na oko miał ze 300 stóp długości! Czyli może mieć ze 35 w kłębie.
- Maman! Dragon! - krzyknęłam gdy smok snów zaryczał. - Dragon!
Niestety nie usłyszała tego mama, a pewien marynarz. Gdy zobaczył smoka zaczął krzyczeć i dzwonić w dzwon na alarm. Nie rozumiałam dlaczego to robi, aż nie dostrzegłam drugiego, trzeciego, czwartego... W okół nas płynęło stado gigantycznych bestii!
Każdy smok był inny. Jeden biały, drugi niebieski... Błądziłam po pamięci szukając odpowiedzi na pytanie, jaki to gatunek.
- Poissisir - mruknęłam. - Marin Poissisir!
Przeszukiwałam pamięć szukając wiadomości na ich temat, gdy nagle upadłam. Co się stało?
Chwilę później dotarło do mnie, że smok uderzył w burtę łodzi. Teraz rozumiem, co nam grozi. Podniosłam się z ziemi. Zauważyłam, ze smoki nas atakują. Statek ciągle był uderzany. Chwiejnym krokiem, niczym pijaczka szłam do kajuty, do rodziców lub chociaż madame Dominique. Nie zdążyłam jednak, bo stała się rzecz piękna i jednocześnie straszliwa.
Wielki smok wyskoczył cały z wody. Machając skrzydłami (rozpiętość ok. 350 stóp) przeleciał nad pobratymcami i uderzył z hukiem w statek rozrywając go na pół.
Krzyknęłam przeraźliwie, ale nie długo, bo po chwili wpadłam do wody. Ostatnie co pamiętam to ryk, ten sam co mnie obudził.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłam się na plaży. Fale uderzały o brzeg. Przez chwilę nie wiedziałam co tu robię, kim jestem, jak się tu znalazłam... Nagle odzyskałam całą pamięć. Złapałam się za głowę. To co się stało ze statkiem... Mama i tata... i inni... mogli tego nie przeżyć!
Chciałam płakać, ale nie mogłam wydusić z siebie ani łezki. Siedziałam na piasku i patrzyłam w bezkresny ocean. Już nie chcę słyszeć nawet słowa o smokach!
Jednak moje życzenie nie zostało wysłuchane. Me ciche postękiwanie przerwał głośny ryk. Smok! Chciałam uciekać gdy zobaczyłam lecącego wysoko nade mną potwora. Rozpoznałam w nim afrykańskiego tygrysopasa piaskowego, ale... To nie możliwe bym trafiła do afryki, prawda?
Smok latał w powietrzu, tak jakby tańczył lub czegoś unikał. Po co to robi?
Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałam. Smok miał jeźdźca. Tym bardziej pragnęłam uciec. Podniosłam się i zaczęłam biec wgłąb lądu. Teraz miałam pewność że mnie dostrzegł lub ła. Mogłam się nie ruszać.
Po chwili stał przede mną smok i jego pani. Kobieta zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem swoich brązowych oczu. Nie śmiała się odezwać.
- Qui êtes-vous, madame? - zapytałam.
- Och! - powiedziała tak, jakby przypomniała sobie, że ludzie mówią. - Nie znam francuskiego.
- Nie skodi - odparłam wywierając na niej zdziwienie. - Kim jeste?
- Nazywam się Lavender Lily Fols, pochodzę z Południowej Osady Dragorum.
- Fleur Jacinte z Paris - oznajmiłam. - Poludnioej Osady czegą?
- Dragorum - powiedziała spokojnie. - Tej wyspy.
- Wyspy? - rozejrzałam się w około. Czy to jest wyspa?
- Tak wyspy. Powiedz, jak tu trafiłaś? Gdzie twój smok?
- Nie mam smok. Ocean mnie wyrzucil.
Zaczęłam jej opowiadać jak tu trafiłam i w ogóle. Potem zaproponowała mi nocleg. Wsiadłam wiec razem z nią na smoka i poleciałyśmy do małej wioski.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- No wiesz skoro nie masz już rodziny - odezwała się następnego dnia przy śniadaniu Lavender. - to może zamieszkasz na wyspie...
- A gdzi? - zapytałam. - U cibi?
- Nie, we własnym domu.
- Wlasni?
Czułam się lekko zmieszana. Własny dom? Spełnienie marzeń!
- Tak - odpowiedziała mi Lavender. - Zbudujesz go ze swoim smokiem.
- Ali ja ni mam smok - powiedziałam z rozczarowaniem.
- To Ci go znajdziemy - odparła. - Możemy iść już teraz!
Wyszła z kuchni i wróciła z ubranymi butami. W ręce trzymała moje.
Wyszłyśmy na dwór. Ciągle pytała mnie jaki smok by mi odpowiadał. A ja mówiłam. Ostatecznie doszłyśmy do wniosku, że chcę samca mędrka myśliciela. Nie mam pojęcia co to za smok.
Szłyśmy pieszo, bo jak mówiła Lavender smoki wystraszą się Erimosa. Gdy doszłyśmy nad wielkie jezioro myślałam, że mi nogi zaraz odpadną. Usiadłam na trawie i siedziałam. Moja towarzyszka przyniosła mi w wielkim liściu wody. Napiłam się i dopiero wtedy dostrzegłam smoki biorące kąpiel w wodzie. Myślałam, że zwymiotuję.
- Widzisz je? - zapytała szeptem. - To tęczówki. Nie są groźne ale lepiej ich unikać. A tam!? W cieniu? To raturn, dorosły. Zabije jak się zbliżysz.
Pierwsze słyszałam o raturnie i tęczówce. A były piękne, nie ma co.
- Czegi szukami? - zapytałam.
- Mędrka - odparła. - Ostatnio widziałam jednego w okoli...
Urwała. Patrzała dokładnie na raturna. Nie miałam pojęcia o co chodzi, aż ujrzałam go.
Obok wielkiego raturna spacerował spokojnie inny smok. Piękny.
- Mędrek myśliciel - oznajmiła Lavender. - Chodź.
Zakradłyśmy się po cichu do smoków. Gdy byłyśmy ze 6 metrów od raturna Lavender się zatrzymała. Podejść bliżej to jak skazać się na śmierć.
- Jeśli smok cię wybierze ocali cię, - zaczęła Lavender. - ale jeśli nawet nie kiwnie głową uciekaj.
Miałam zapytać o co chodzi, ale gdy odwróciłam się w jej kierunku jakby... zniknęła? Zaczęłam się skradać do smoków. Cicho i ostrożnie.
To co stało się po chwili było zbyt szybkie. Wielki smok, raturn uniósł się i ruszył w moim kierunku. Wydałam z siebie zduszony okrzyk. Spojrzałam na mędrka. Groźnie wyglądał. Jednak robił coś dziwnego. Warczał. Warczał na raturna!
Chwilę potem dwa smoki zaciekle walczyły. Gdy tylko mogłam pomagałam mojej bestii. Czy ten smok mnie wybrał? Czy to instynkt? Och! Dostałam tak mało porad!
Pół godziny później raturn odszedł z zakrwawioną szyją, a mędrek był chyba z siebie dumny. Odwrócił się do mnie.
- Witaj Fleur - powiedział z uśmiechem.
Czy to normalne? Smoki mówią? Byłam tak zdumiona, że nie wydałam z siebie nawet pisku. Nie! Smok nie może mówić!
- Wiem, że to dziwne... - kontynuował. - Ale wybrałaś mnie, a ja Cię. Możemy ze sobą mówić.
Wreszcie się opamiętałam. Obejrzałam smoka. Był piękny. Liczne granatowe piórka i para wielkich zielonych skrzydeł. Do tego dwa robi i sympatyczna mordka.
- Jak masz na imi? - zapytałam.
- Nadaj mi je - odparł.
Jeszcze raz go obejrzałam.
- Patte - powiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz